Autobus, nr 194. Staję jakoś tam w tyle. Przede mną siedzi mężczyzna, z krwawiącą na czołe raną, ale krew już skrzepła. Długo patrzy na mnie, nagle chwyta moją rękę i mówi, próbując ją całować: "To on, Jezus, Jezus..." A potem patrzy na mnie: "Nie bój się, nie bój się. Bo ja pierdolę." Pasażerowie obok gapią się na nas. Meżczyzna mówi jednemu z nich: "A ty na co się gapisz? Pierdol się! Bo ja go lubię, ja go lubię" - pokazując na mnie. Ale musiałem wysiąść zaraz po tym momencie. Ale nigdy nie myślałem sobie, że Jezus ze mnie. Hmm... Krzyż i korona cierniowa... Dziękuję bardzo, ale zrezygnowałbym z tego.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment